Giewont |
Mój pierwszy raz... na Gejwoncie
Bo musicie widzieć, że tych razów było kilka. Pierwszy - delikatnie mówiąc - był nieudany. Jak większość z pierwszych razów.
Będąc stuprocentową ceperką (gdzie wejście do schroniska uznawałam za wyczyn, a czasy przejść były dla mnie wzięte z kosmosu - żeby nie powiedzieć, że z d*py) wtoczyłam się na Kondracką Przełęcz w godzinach wczesno przedpołudniowych. I to był błąd, bo kolejka na szczyt zaczynała się od Wyżniej Kondrackiej Przełęczy (15' od tej pierwszej). W kolejce jak za PRL'u ustawiali się i starzy i młodzi, i w klapkach, sandałach i w wyczesanym górskich okryciu. Mężczyźni, kobiety, kobiety z dziećmi, kobiety z mężczyznami, mężczyźni z dziećmi z kończynami w gipsie... Po szybkiej kalkulacji, jeszcze szybszym krokiem zrobiliśmy odwrót i poszliśmy robić tłum gdzieś indziej.
Będąc stuprocentową ceperką (gdzie wejście do schroniska uznawałam za wyczyn, a czasy przejść były dla mnie wzięte z kosmosu - żeby nie powiedzieć, że z d*py) wtoczyłam się na Kondracką Przełęcz w godzinach wczesno przedpołudniowych. I to był błąd, bo kolejka na szczyt zaczynała się od Wyżniej Kondrackiej Przełęczy (15' od tej pierwszej). W kolejce jak za PRL'u ustawiali się i starzy i młodzi, i w klapkach, sandałach i w wyczesanym górskich okryciu. Mężczyźni, kobiety, kobiety z dziećmi, kobiety z mężczyznami, mężczyźni z dziećmi z kończynami w gipsie... Po szybkiej kalkulacji, jeszcze szybszym krokiem zrobiliśmy odwrót i poszliśmy robić tłum gdzieś indziej.
Drugi raz na Giewoncie
Krzyż na Giewoncie |
Wówczas też zmieniłam zdanie co do Gejwonta - jest to naprawdę sympatyczna góra, o zmiennym terenie, ciekawa, miejscami trudnawa (mam na myśli wyślizgane przez tysiące par butów skały).
Z powodu swojej bliskości i jakby nie było, stosunkowo łatwego dostępu (nie, nie wjeżdża tam kolejka, jak niektórzy sądzą) - szlak prowadzący na szczyt Giewontu jest zniszczony i zanieczyszczony.
Do trzech razy sztuka - Ruda po raz trzeci
od Doliny Małej Łąki |
Jak dostać się na Giewont?
Jest AŻ 5 (naciąganych :P ) sposobów, by dostać się na Giewont.
1. Z Kuźnic przez Halę Kondratową bezpośrednio na Kondracką Przełęcz - od wylotu doliny, większość trasy pokonuje się kamiennymi schodami. Łatwo, ale męcząco. Od Kuźnic dla normalnych - ze 3h drogi, dla pozostałych - ciut ponad 2 w jedną stronę
2. Czerwonym szlakiem z Doliny Strążyskiej - trudniejsza wersja ze względu na obsypujący się żwir pod koniec trasy i z tego co pamiętam - krótkie odcinki złożone z nachylonych prawie pionowo, ale w miarę dobrze wyżłobionych płyt skalnych.
Szlak na Giewont od Doliny Strążyskiej |
3. Od Doliny Małej Łąki - żółtym - nie szłam.
4. Wjeżdżając na Kasprowy i odbijając na zachód. (bajecznie prosty)
5. Z Tatr Zachodnich idąc granią Czerwonych Wierchów. - jeśli ktoś lubi na długo.
W tym momencie, pisząc ten post, na światło dzienne wydobył się skrywany w podświadomości fakt, skąd się biorą te tłumy na Giewoncie. Tylko windy brakuje.
Giewont od Czerwonych Wierchów |
Od Kondrackiej Przełęczy Wyżniej zaczynają się schody, a przy samym szczycie - łańcuchy, po których nie ma co ukrywać - większość tamtejszych turystów, nie ma pojęcia w jaki sposób się poruszać.
Poza tym, Giewont jest doprawdy nieodpowiednim miejscem dla japonek, klapek, czy nawet adidasów, które nie mają bieżnika, to nie rewia mody, zostaw Conversy w domu. To nie łańcuchy są "groźnie" - przecież ich zadaniem jest ułatwienie wejścia na szczyt, a skała, która aż lśni od wyszlifowania. Jak głupota ludzka. Nie raz widziałam zapłakane dzieci, które nie chciały wchodzić wyżej. Nie raz widziałam zakrwawione kolana "bo się noga omskła", nie raz widziałam ludzi schodzących/wchodzących!!! na czworakach, bo wysoko. Nawet raz (o niebiosa!) widziałam bardzo młodego człowieka z ręką w gipsie, bo przygłupi tatuś zaplanował małą wycieczkę.
Na zakończenie
Podsumowując, wbrew wszelkim obiegowym opiniom o Giewoncie, szczyt jest sympatyczny. To ludzie tworzą klimat w górach, a ze względu na ulokowanie Giewontu, i tłumach naprawdę przypadkowych turystów - jest jaki jest. A jest zaśmiecony, zatłoczony, wyślizgany przy wierzchołku.
Na tej naszej narodowej górce byłam raz, w klasie maturalnej. Oczywiście w gromadzie ludzkiej, że pod krzyżem ledwo palec można było wcisnąć. Potem jakoś nie miałam okazji, albo byłam w pobliżu w takich godzinach, że tylko masochista by się wybrał, więc odpuszczałam. Ale wybiorę się kiedyś samym świtem, albo już całkiem na wieczór, gdy tłumów jeszcze nie będzie lbu w cudowny sposób (zjedzeni przez dźwiedzie) znikną. :)
OdpowiedzUsuńByłam tam w różnych godzinach i nigdy nie stałam w słynnej kolejce, ale robiłam jej zdjęcie z Czerwonych. Są ciekawsze góry do pokazania dzieciom.
OdpowiedzUsuń