30 cze 2017

Rude zwiedzanie Rzymu cz.1

Słowem wstępu:

Jedziemy do Rzymu. Rzekł mój mąż któregoś zimowego popołudnia.
Spojrzałam się na niego jak na czubka, ponieważ dalej niż Zakopane rzadko kiedy się zapuszczamy. To znaczy zapuszczamy się, ale rzadko i na krótko.
Kiedy? - zapytałam, zastawiając się czy osobisty chłop mnie wkręca, czy mówi całkiem serio - u niego nigdy nie wiadomo.
- No na majówkę, kombinuj sobie wolne. W zasadzie, to już zabookowałem bilety.
- Samolotem?
- A czym? Na kocie?
Panika, kurtyna. W sumie, to mamy dwa koty, więc dałoby się...
I nie miałam wyjścia.

W tym wpisie nie chcę opisywać tego, co udało nam się zwiedzić w Rzymie (albo czego się nie udało i dlaczego), bo to każdy może sobie wygooglać. Nie jest to też przewodnik po Rzymie.
Nie napiszę też o tym, jak fajnie było w hotelu i hotelowym basenie, ponieważ nie było żadnego (na jedzenie musieliśmy polować sobie sami). Przed Państwem, podzielony na części wpis, o tym jak Ruda zwiedzała Rzym, bez grupki rozgadanych januszów* i galopującej przewodniczki oraz napiętego jak bęben grafiku checkpointów i paskudnego stołówkowego żarcia.

* specjalnie małą literą, i z całym szacunkiem, bo jak znam kilku Januszów, żaden z nich nie januszuje

Na pierwszy ogień idzie:

Zakwaterowanie

Ponieważ nie zdecydowaliśmy się na spanie pod mostem, zarezerwowaliśmy kwaterę na obrzeżach Rzymu na zasadzie Airbnb: to znaczy, że pan Francesco, mając wolne jedno z zapewne wielu mieszkań, wynajmuje je takim jak my, turystom z Koziej Wólki za złotówki - tak, płacimy w naszej walucie, zapewniając nam wszystkie dogodności - od łazienki z ręcznikami i przyborami, przez kuchnię z nie tak podstawowy wyposażeniem, po dostęp do Internetu w mieszkaniu.
Storna Airbnb ma jeszcze jedną ogromną zaletę (w sumie, to kilka):
po pierwsze, oferty są sprawdzone, 
po drugie, można sobie dobrać lokum pod własne upodobania, z windą lub bez, tv, łożem małżeńskim, balkonem, baldachimem, fajerwerkami, dziurą w podłodze, czy co tam sobie jeszcze dusza zapragnie,
po trzecie - na stronie dostępny jest, aktualizowany na bieżąco terminarz, w którym możemy zarezerwować sobie pobyt oraz gdzie od razu podane są ceny (różne w zależności od terminu, w którym decydujemy się na wyjazd).
po czwarte - ceny zmieniając się w zależności od tego, ile osób będzie korzystać z mieszkania.

Oczywiście, im więcej osób, tym wychodzi taniej "na głowę", dlatego warto zabrać na wyjazd znajomych. :)
Minusem - nie wiem, czy kolega tego nie odnotował, czy pan Francesco nabił nas w butelkę, ponieważ przy podpisywaniu umowy, skosił nas na 70 eurodudków za opłatę klimatyczną (no fakt, gdzieś na ścianie, pomiędzy zakazami i nakazami widniała jakaś informacja na temat takiej opłaty). Z całą pewnością stwierdzam, iż Włosi pobierają nauki od naszych rodzimych Górali.

Jeśli chodzi o lokalizację potencjalnego mieszkania, nasza z powodu kosztów wynajmu, była wybrana celowo z cala od centrum. Jak się okazało, dojazd do stacji Termini (stacja przesiadkowa, z której dojedzie się wszędzie) zajmował z 15 minut, więc heloooł... Mieszkanie w pobliżu linii metra (a w Rzymie są 2 działające i trzecia w budowie) rozwiązuje w zasadzie wszelkie problemy logistyczne. Do ścisłego centrum szybko się jedzie, a dalej z buta.

Dwuosobowa winda w bloku
Widna ta pomieści góra trzy osoby. Na wdechu. My musieliśmy jechać na raty, bo nie zmieściliśmy się tam z bagażami. Do tej pory zastanawiam się, w jaki sposób wprowadzają pianino na siódme piętro...

Komunikacja miejska w Rzymie.

Jak już o komunikacji mowa, od razu powiem, że ODRADZAM poruszanie się po tym pięknym, choć brudnym mieście swoim własnym samochodem. Szczególnie jeśli jest nowy i z salonu. Nie, jeśli w ogóle jest.
Przez cały nasz wyjazd, a byliśmy tydzień, na palcach obu rąk można było policzyć samochody, które nie były zarysowane lub obtłuczone.
Przepisy ruchu drogowego w Rzymie, są baaardzo umowne. Momentami zastanawiałam się, czy w ogóle są. Pasy na jezdni? Bez sensu. Przejście dla pieszych? To pieszy ma uważać.
Taka zagadka: z ilu pasów można skręcić w prawo?
Dla spragnionych adrenaliny polecam przejażdżkę taksówką - okazało się to być gorsze niż lot samolotem. Pan taksówkarz naoglądał się zbyt wiele filmów o driftingu, chciał poćwiczyć, rozumiem, ale beze mnie.



Przyjeżdżając do Rzymu po raz pierwszy, nie miałam pojęcia, że odchodząc 300 metrów (!!) od lotniska Ciampino, znajduje się miejski autobus, który w 40 minut dowiezie nas do Anagniny, skąd metrem dostaniemy się centrum miasta. (Googiel podpowiada linia 515, choć mi się wydaje, że jechaliśmy 700-coś)

Bilet jednorazowy kosztuje 1,5€ (ważny przez 100 minut od momentu skasowania).
Taksa to około 35€. Autobus lotniskowy bodajże od 4€ w górę. Miejski - 1,5€. Sami zdecydujcie czym chcecie dojechać.


Bilet miejski tygodniowy ważny jest do godziny 23:59 siódmego dnia od skasowania, kosztuje 24€.
To są grosze w porównaniu do cen warszawskich (zakładając stosunek euro do złotówki 1:1), ba, w Warszawie nie ma biletów tygodniowych. Trzydniowy, kosztuje 36zł. Pojeździjcie na nim przez tydzień. ;]
Ponieważ rzymskie bilety miejskie są ważne na autobusy, tramwaje, metro i kolejkę, spokojnie można dojechać nad samo morze, tym bardziej, że w Rzymie strefy biletowe w zasadzie nie istnieją. Metro, może nie jest pierwszej świeżości, ale da rade nim dojechać do praktycznie wszystkich ważniejszych zabytków w Rzymie. Co ciekawe, na trasie metro jest zarówno kolejką podziemną, jak i nadziemną.
Rzymskie metro może stare, ale jare

Jeśli dostaniemy się do centrum, do najważniejszych i najbardziej popularnych zabytków doczłapiemy się piechotą, odkrywając to, co nie zawsze znajdzie się w przewodnikach.

A, a skuterów wcale nie ma tak dużo.



O tambylcach, friendzie z Kenii, jedzeniu, pedałach, oczekiwaniu w kolejkach i innych osobliwościach, postaram się napisać w kolejnych wpisach. :)

...a do Rzymu z pewnością wrócę.

Do części drugiej:
https://tomiejscenamapie.blogspot.com/2017/07/rude-zwiedzanie-rzymu-cz-2.html
i trzeciej:
https://tomiejscenamapie.blogspot.com/2017/07/rude-zwiedzanie-rzymu-cz-3-muzeum-watykanskie.html

29 cze 2017

Grochem o ścianę - czyli biedronkowa biblioteczka

Rzadko robię zakupy w sklepie z chrząszczem w tle, ale kiedy już tam zajrzę, zawsze zatrzymuję się przy półce (nie wie czy to coś można tak to nazwać) z książkami. I nie inaczej było tym razem.

Ponieważ uwielbiam ciecierzycę i bób, lubię soczewicę i zielony groszek, a stronię tylko do fasolki, od razu rzuciła mi się nowocześnie wydana książka kucharska, za zawrotną kwotę 25 złotych, i przewrotnym tytule "Grochem o ścianę. Czyli pyszne strączkowe", wydawnictwa Olesiejuk.

książka kucharska, grochem o ścianę, przepisy, fasola, groch, ciecierzyca, bób,
Grochem o ścianę wyd. Olesiejuk

Jak nazwa może zasugerować, na około 220 stronach znajdują się przepisy z roślin strączkowych:
  • grochu i groszku,
  • fasoli i fasolki,
  • bobu,
  • ciecierzycy,
  • soczewicy,
a każdy z nich zilustrowany jest porządnym, iStockowym zdjęciem.

książka kucharska, grochem o ścianę, przepisy, fasola, groch, ciecierzyca, bób,

książka kucharska, grochem o ścianę, przepisy, fasola, groch, ciecierzyca, bób,


Ponieważ strączki są bogatym źródłem tłuszczów, węglowodanów, błonnika, składników mineralnych jak żelazo, potasu, wapnia, a przede wszystkim białka (około 20%, do nawet 40% w przypadku soi), w książce w zdecydowanej większości królują przepisy wegetariańskie. W innych przypadkach bulion mięsny można zastąpić warzywnym. ;)
Tym bardziej na plus, ponieważ jak donoszą "amerykańscy naukowcy", jedzenie dużych ilości mięsa, a my jemy go zdecydowanie za dużo, i nie ma co ukrywać, często jest ono średniej, żeby nie powiedzieć, marnej jakości, skraca życie.
Co więcej, składniki potrzebne do wykonania dań, znajdują się w każdej kuchni - nie potrzeba więc do nich korzenia mandragory wykopanego na wzgórzu o północy czy innych magicznych zaklęć i czarciego pazura.
Małe ptaszki Biedronki doniosły mi, że z tej samej serii dostępna jest również "Wy-kasz się w kuchni", a że kasze każdego rodzaju i w każdej ilości kocham miłością nieskończoną, będzie to mój kolejny zakup.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

staty