31 sty 2013

Lady of the ring

Więc kaem wybrała się z przyszłym byłym pierwszym mężem na zakupy.
Tak się wybrała, że weszliśmy do dwóch salonów z biżuteryją (tym razem nas nie olano). Jeden zaczyna się na A, w środku ma PAR i kończy na T. Drugi od skrzydlatych bestyj, (które panoszą się szczególnie na Czerwonych Wierchach), krukiem zwanych.
Od drugiej minuty naszego pobytu w pierwszym salonie, stało się więcej niż pewne że to będzie były pierwszy mąż. A to wszystko wynika z (nie)małej różnicy zdań na temat tego, jak nasze przyszłe kajdany mają wyglądać. Jako żem drobna nie jest, ale paluszki mam raczej cieniutkie, nie uśmiecha mi się przyodzienia owych paluszków w kajdan niewiele lepszy od nakrętki śruby.
Po blisko godzinie, Luby wyszedł niezadowolony, ja wyszłam niezadowolona i pan wyszedł... na zaplecze również niezadowolony.
A co mi się podoba, co się nie podoba Lubemu?
Ano coś takiego (na żywo wygląda o niebo lepiej)

obrączka ślubna białe złoto, obrączki apart, gładkie obrączki, białe złoto brylanty
tej nie było, więc nie została odrzucona
Apart


obrączka ślubna białe złoto, obrączki apart, gładkie obrączki, skromne
za cienka
Apart

obrączka ślubna białe złoto, obrączki apart, gładkie obrączki, skromne
za skromna
Apart


Nawet pokusiłabym się o coś takiego:
obrączka ślubna złoto łączone, złoto mieszane, w. kruk, obrączki kruk
W. Kruk
obrączka ślubna złoto łączone, złoto mieszane, w. kruk, obrączki kruk
W. Kruk



obrączka ślubna białe złoto, obrączki apart, gładkie obrączki, skromne
Apart

Ale o niebiosa, nie na coś takiego:
obrączka ślubna białe złoto
Apart

obrączka ślubna złoto mieszane
W. Kruk

obrączka ślubna białe złoto
Apart






"Wybór obrączek, symbolu miłości, wiary i nadziei, jest jednym z najprzyjemniejszych etapów przygotowywania do ślubu. "
g*wno prawda.


Prolog:
Po długich obradach i kompletowaniu zestawu WitajKsiędzu na pół godziny przed wizytacją - daliśmy radę. Żadne z nas nie spłonęło, nie zaczęło rzucać się po podłodze, ani nie chodziło po ścianach. Co więcej, księdzu zadeklarował, że jeżeli nie uda nam się zapisać na nauki (gdzieś-lecz-nie-wiadomo-gdzie), to żeby wpaść do niego on coś załatwi... cokolwiek miał na myśli ;)

hip hip, hura.

20 sty 2013

Zasłyszane na szlaku

To, że w poprzednim życiu zapewne byłam jakimś tatrzańskim kunomisiem, a w moich żyłach płynie obecnie górski strumień - to obecnie jest więcej niż pewne.
Nie wiadomo natomiast - i wstyd się przyznać, że starożytni górale pamiętają czasy, kiedy to kaem o tatrzańskich szlakach wiedziała może ciut więcej niż przeciętnie rozgarnięty uczeń podstawówki. I właśnie z tego tytułu pozwolę sobie przytoczyć parę perełek zasłyszanych na szlaku.
Żeby nie było, że nie ogarniam własnego podwórka, przyznam się, że moje pierwsze kroki po podhalańskiej ziemi, stawianie były w bólu, trudzie i... glanach.
Idąc z koleżanką w miejsce ceperskiego spendu, konspiracyjnym szeptem upewniałyśmy się między sobą, czy ta góra po lewej, to na pewno Giewont, a szczytem możliwości było WSPIĘCIE się do Czarnego Stawu pod Rysami (chociaż do tej pory wiele mnie to kosztuje).
Będąc drugi raz w Tatrach, oczywiście bogatsza o doświadczenia i super-pro buty nie-glany, wynurzając się ciut poza granice wyznaczane przez schroniska, podśmiewałam się z ludzi, którzy korzystali z dobrodziejstw kolejki Rakoń, że jak to, że na piechotę się chodzi, że lenie i tak dalej. Dzisiaj sama jestem leniem, któremu nie chce się po raz enty przełazić Chochołowską. Gdyby w Morskim Oku puścili meleksy - też byłabym ich pierwszą i najlepszą klientką. Ale o tym już chyba mówiłam.
Ociekając zajebistością i przerobieniem trzech par butów trekkingowych na wióry (wolałabym jedne, a dobre) mogę do woli dzielić się podsłuchanymi tekstami mniej lub bardziej doświadczonych górołazów.

Ciągle moim hitem numero uno jest pani w japonkach z włochatą torebką jadąca busikiem do Palenicy, z dumą i świętym przekonaniem, szponem ozdobionym w różowego tipsa, wskazała koleżance Nosal. 10 minut później obie panie zostały zawrócone przy wejściu na teren TPN. Z powodu torebki, która okazał się być psem. Yorkiem znaczy się. A swoją drogą, aktualnie wcale a wcale nie dziwią mnie i nie przeszkadzają mi japońce na trasie do MOka. o!

Spotkałam jeszcze pana, który chciał zajeżdżać pod Giewont samochodem "od drugiej strony".

I pana, który darł ryja do telefonu na całe Zachodnie będąc na Grzesiu, iż właśnie się na Wołowcu znajduje.

Jakiś inny - zaraz po wyjściu z kolejki na Kasprowy wykonał telefon do 'szfagra': Te szfagier, nie uwierzysz, ale ja na Kasprowy właśnie wszedłem!!! Zayebiste widoki! Rysy? A tu zaraz widać.

Kobitkę z nastoletnim synem, która koło 10 chciała dojść na Zawrat. Przez Szpiglas. Tak, miała mapę.

Stado emerytek na Pęksowym Brzyzku szukające pochowanej Sabały.

"To na Świnicę się nie wjeżdża?"

Tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkich ceprów, półceprów i tych tru-górołazów. ;)

11 sty 2013

Z wizytacją w Cupcake Corner Kraków

Ostatnio z przyszłym byłym pierwszym mężem przywiało nas Krakowa. A że do otwarcia przybytku, w którym mieliśmy do załatwienia ParęWażnychSpraw , musieliśmy gdzieś swój czas spożytkować.
Pomijając już przymus wstania o nawet-nie-w-ćwierci-ludzkiej godzinie jaką jest 4 w samiuśkim środku nocy, w mieście królów zjawiliśmy się przed 9.
Dusza ma i ciało, na gwałt potrzebowała kawy i czegoś dobrego. Wtem odezwał się umysł, że coś, gdzieś, kiedyś tam słyszał na temat (superlatywy - trudne słowo) o kapkejk korner (cupcake corner). A że w 'stolycy' czegoś takiego się nie uświadczy, postanowiłam zawlec tam swoje warszafskie ego.

cupcake corner, cupcake corner kraków, kawiarnia kraków, ciastkarnia, cupcake corner bracka 4
Cupcake Corner, Bracka 4


Z tego co się orientowałam są 3 lokalizacje, gdzie można zjeść sobie fikuśną babeczkę czy wyrośniętego muffinka.
Nam najbliżej było do lokalu przy Brackiej 4. Z całym szacunkiem dla pana Turnaua - nie padało.

Co mnie uderzyło od wejścia - to to, że byliśmy jedynymi klientami :D Chociaż w sumie czego miałabym się spodziewać w poniedziałek z rana.
Pani przy ladzie była bardzo miła - obsługa na plus.
Szybki i dyskretny rzut oka na ceny - nie powalają. W żadną stronę. Jednocześnie za dużo i - jak na warunki lokalowo-gastronomiczne - nawet akuratne.
Zamówiliśmy po kawie, babeczkę i muffinka.
Kawa całkiem w pytkę - delikatna mieszanka (nie żadna zwykła roubusta czy wszechobecna arabica) nalana w wiadro (filiżankę w rozmiarze wiadra) - jedna waniliowa, druga karmelowa.
Babeczka jakaś z czekoladą. Muffin banananowy.
Całość - i tu znów pojadę: jak na "standardy warszawskie" - to znaczy takie, z którymi mam od święta do czynienia - 37zł - co mnie zaskoczyło, bo w jednej 'szanującej się' sieciówce z niebem w nazwie, tyle płaci się za dwie duże kawy i pół ciastka.
O kawie już było, teraz pora na resztę.
Babeczka - rozmiar ciut większy od S, nawet dobra - po dwóch gryzach słodka strasznie - w większych ilościach nie do zjedzenia, w innym wypadku grozi cukrzyca. Za to ładnie wykręcona - widać, że ręczna robota.
Muffin bananowy - tu ogromne zaskoczenie. On był ogrooooomny! Ze sporą ilością orzechów w środku i suszonym bananem na zewnątrz. W smaku czuć również bananana, a przynajmniej coś, co może nawet leżało koło niego. Musiałam się napocić, żeby go całego zmieścić, a wiele potrafię ;)

Co ciekawe, Cupcake Corner w zależności od dnia tygodnia oferuje babeczki w innych smakach. W zależności od okazji są wersje limitowane w kształtach i kolorach jakie można sobie tylko wymarzyć. Tych brzydkich pewnie też ;)

podsumowanie:
pomimo szczerych chęci, nie rozumiem ewentualnych zachwytów nad tym miejscem. Na studencką kieszeń - za drogo. Na wyjście ze znajomymi - za mało miejsca. Na popracowanie przy swoim bananowym MacBooku - za tłoczno (długie stoły, gdzie przez ramie można popatrzeć kto ogląda redtuba, a kto wyniki finansowe). Raczej przyjdź - zapłać - zjedź - i zjeżdżaj.

Ale tak naprawdę kto jest zainteresowany - niech przyjdzie wyrobić sobie swoją własną opinię.

P.S. Opisywać pomieszczenia nie będę, zrobiłam zdjęcia jak nikt nie patrzył ;)
cupcake corner, cupcake corner kraków, kawiarnia kraków, ciastkarnia, cupcake corner bracka 4
Cupcake Corner, Bracka 4

cupcake corner, cupcake corner kraków, kawiarnia kraków, ciastkarnia, cupcake corner bracka 4
Wewnątrz

cupcake corner, cupcake corner kraków, kawiarnia kraków, ciastkarnia, cupcake corner bracka 4


2 sty 2013

Zakopiańska Sodoma i Gomora, czyli...

jak głupia ja wpadłam na równie głupi pomysł spędzenia Sylwestra w Zakopanem.

tja.....
W zasadzie, to nie wiem jak to skomentować.
Będzie dziwnie, bo nadal dochodzę do siebie - i to bynajmniej nie z powodu wypitych %.

Zazwyczaj - w 95% przypadków staram się omijać miejsce będące siedliskiem zła moralnego i zepsucia obyczajów jakim są Krupówki - szerokim łukiem (5% stanowi wizyta w Dobrej Kaszy Naszej tudzież Jagodzie, ale o tym kiedy indziej) i póki co swojego postanowienia nie zmienię.
Nie po tym co się tam działo. Autentycznie mniej przerażona byłam maszerując dziarsko w środku nocy przez warszawskie zadupia po jakiejś imprezie.
kurde, dentysta wywołuje we mnie mniejsze uczucie paniki. zebrania z rodzicami również.
A co się działo?
Umówiliśmy się - to znaczy ja i mój za-pół-roku-mąż-a-my-nie-zapisaliśmy-się-jeszcze-na-nauki-narzucony ze znajomymi. Aby dojść na miejsce spotkania (godzina koło 20) trzeba było wylawirować pomiędzy rozłożonymi na środku ulicy grupkami pijanego towarzystwa. Niby nic nienormalnego w tych okolicznościach przyrody i czasu, ale towarzystwo zaminowane rzucało petardy na lewo i prawo - w ludzi, do koszy i pod końskie (nie moje, ale konia) kopyta. Odgłosy jak na froncie w czasie okupacji. I wycie karetek.
Stara góralska prawda mówi, że półmózgi z całej Polski przyjeżdżają do Zakopca w celach dania upustu swojemu buractwu, a górale na nich zarabiają. I wszyscy zadowoleni. Półmózgi że się zabawią, górale że zarobią więcej niż normalnie, bo z pijanego da się więcej wycisnąć.

Tutaj pozdrawiam pana, który myśląc, że mój przyszły pierwszy mąż jest po jednym z wielu głębszych, chciał nas naciąć na kiełbaskach. Na dychę!

Podejrzewam, że każde miasto w Polsce w okolicach 2 godziny Nowego Roku wygląda podobnie, ale to, co ukazało się moim zaspanym oczętom zburzyło sielankowy widoczek chatek w stylu zakopiańskim i ich krzywych daszków. Kłęby dymu, masa śmieci i panie lekkich obyczajów. (ukłony w stronę pań w szpilach na zboczach Gubałówki)




Dobrze, że chociaż fajerwerki o godzinie 0 były w pytkę.
A widok z góry równie zacny.
To moja radosna twórczość własna robiona bez użycia statywu, za to pod górę i wiatr :D



kącik porad praktycznych i podsumowanie:
Ostatnia kolejka na Gubałówkę wjeżdżała o godzinie 19
Bus odjeżdżający spod Dworca na Gubałówkę kursuje wg pana "cała noc" - koszt wjazdu - o dziwo 3zł
"Cała noc" wygląda tak, że po 1 w nocy nie ma busów, są taksówki. 100 zł za wielkogabarytową (złodzieje) ale idzie utargować.
kiełbaska 8zł. gdy pan chce nas zrobić w konia - 18.
szampan kupiony specjalnie na Sylwestra zostaje w domu na szafce.


ehh...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

staty