Dzisiaj będzie średnio górsko, bo bez zdjęć, a to dlatego, bom sierota i bujam się z instalowaniem programu do wywołania zdjęć z formatu RAW przy okazji psując już-i-tak-ledwo-zipiący komputer.
W każdym razie w piątek padło wyczekiwane od kilku ładnych dni - jedziemy! I pogoda zapowiadała się całkiem teges (choć dziwnym trafem w pekaesie z tego całkiem-całkiem zrobiła się całkiem niefajna, ale o tym za chwilę... a przynajmniej pod koniec tego posta kto dotrze)
Doznanie nr 1
Poszukiwanie przystanku pekaes na 15 minut przed odjazdem.Uczucie niefajne, szczególnie, gdy człowiek nie wie gdzie ma iść, bo przystanków o nazwie "przystanek-którego-szukasz" jest co najmniej 5 w okolicy. Ale cudem trafiliśmy, a peks spóźnił się tylko 15 minut.
Doznanie nr 2
Kwintesencja jazdy pekaesem.
10 godzin.
Chyba nie wymaga to komentarza. Na szczęście po drodze nikt nie wyjął kiełbasy czy innego dojrzewającego sera.
Doznanie nr 3
Jakiego doznaje człowiek stawiając kroki na podhalańskiej ziemi. Przed 6 rano. Po ciemku. Otoczony przez stado Górali chcących zapędzić białego człowieka do swojego przybytku wybudowanego za pomocą hamerykańskich dolarów zdobytych w latach '70, w celu wyciągnięcia jak największej ilości nowych polskich dutków. Daliśmy się porwać tylko panu w taksówce, bo o tej porze (dnia nocy i roku) busiki nie jeżdżą.
Doznanie nr 4
Kiedy udaje się przechytrzyć system i pana w budce pobierającego opłaty za wstęp na teren parku narodowego. I zaoszczędzić całe 8zł. :D
Doznanie nr 5 i 6
Kiedy idzie się doskonale znaną drogą (na Siwą Przełęcz) w zupełnie nieznanych okolicznościach przyrody: zero ludzi, mnóstwo ptactwa, październikowe słoneczko i wiatr, który w dolinie nawet nie stanowił 0,000001 tego, co czekało nas na górze. Na poważnie rozważałam włożenie kamieni do plecaka coby mnie nie zwiało.
I niedźwiedź, który przez 20 minut towarzyszył nam w Siwej Dolinie, a ja głupia podejrzewałam go o bycie jeleniem w potrzebie ciupciania [bo październik] lub góralem żnącym (nie rżnącym!) drzewo (który też może był w tej potrzebie)
Cykl zdjęć pod tytułem: but z górą w tle. Ten kamień w środku potrzebny był cobym za butem w dolinę skakać nie musiała z powodu wiatru |
Doznanie nr 7, 8 i 9
Szarlotka w Ornaku. ♥
Doznanie nr 10
Zejście z gór i powrót do Zakopca + przedzieranie się przez Krupówki, które poza sezonem wcale mniej zatłoczone nie są.
Ostatnim doznaniem jest jazda pociągiem TLK. 9 godzin.
Ten przynajmniej się nie spóźnił, ale swojskie zapachy, burdy na korytarzu i konduktor bez uprzedzenia zapalający światło w środku nocy, jednocześnie krzycząc "bilety!", przypomina stare dobre czasy głębokiego peerelu (albo więzienie), czyli dokładnie tych, z których owy pociąg pochodził.
A to wszystko w ciut ponad 24 godziny.
No dobra, 35 ;]
widzę że intensywnie było :D dobrze, że z czasem z takich szalonych wypadów pamięta się tylko dobre rzeczy :) mam nadzieję że po uporaniu się z RAW-ami wrzucisz jakieś foto :)
OdpowiedzUsuńGdyby tak można było ominąć te wszystki pociągi i PeKaeSy i się teleportować od razu tam, gdzie sie chce... Oj, byłoby miodzio ;)
OdpowiedzUsuń