29 paź 2012

TOPRowcem być

29 października jest 302., w porywach 303. dniem roku.
Tego dnia ukazał się pierwszy komiks z przygodami Asterixa, Ilir Meta został premierem Albanii, a Serbowie zaaprobowali w referendum nową konstytucję. Rzecz jasna, nie tego samego roku.

Ale pewnie niewielu wie (no dobra, ja też nie wiedziałam), że tego dnia, a przynajmniej w jego okolicach TOPRowcy obchodzą swoje "święto", gdyż rzesza młodych, przystojnych i wysportowanych mężczyzn, a przynajmniej ci, którym udało się przeżyć, na ręce naczelnika TOPR składają przysięgę, i stają się Ratownikami.

"Ja niżej podpisany (…) w obecności Naczelnika Straży Ratunkowej w.p.(...) oraz świadka w.p.(...) dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawie się w oznaczonym miejscu i godzinie odpowiednio na wyprawę zaopatrzony i udam się w góry według marszruty i wskazań Naczelnika lub jego Zastępcy w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy. Postanowienia statutu Pogotowia i regulaminu dla członków czynnych będę wykonywał ściśle, jak również rozkazy Naczelnika, jego Zastępcy i Kierowników Oddziałów. Obowiązki swe pełnił będę sumiennie i gorliwie, pamiętając, że od mego postępowania zależnem być może życie ludzkie. W zupełnej świadomości przyjętych na się trudnych obowiązków i na znak dobrej swej woli powyższe przyrzeczenie przez podanie ręki Naczelnikowi potwierdzam".

Aż się wzruszyłam.

TOPR, śmigłowiec TOPR, ratownicy, ratownicy TOPR, Tatry


Zostać takim kozakiem wcale nie jest łatwo. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest całkiem trudno, a nawet bardzo.
o ile żółtych papierów nie mam, bez problemu spełniam warunek pełnoletności nad czym ubolewam i posiadam prawa publiczne (a przynajmniej nie wiem, że ich zostałam pozbawiona), nie będąc cudzoziemcem posługuję się polskim jako-tako, wykuć topografię Tatr i naumieć się o zwierzątkach (pszczółkach i motylkach) i roślinkach (wiem co to sit skucina, ha!) też dam radę, podobnie jak historii i statutu TOPR,
 to
za Chiny Ludowe nie dam rady przekupić dwóch członków TOPR by poparli moją kandydaturę. Mój wykaz minimalnej działalności górskiej z okresu nie starszego niż 3 lata nawet nie kucał obok "minimum 10 dni wspinaczkowych, w tym drogi w warunkach letnich o trudnościach co najmniej V, w tym minimum 3 drogi co najmniej 6 wyciągowe i minimum 3 drogi w warunkach zimowych (drogi mikstowe, lub lodowe) o trudnościach minimum IV."
Nart na nogach w życiu nie miałam, więc ledwo ogarniam co to trasa zjazdowa.
"Umiejętność asekuracji i autoratownictwa podczas wspinaczki skalnej jest zaliczona jeżeli adept wykaże się umiejętnością wspinaczki z prowadzeniem z dolną asekuracją w butach „twardych” o trudnościach III stopnia i w butkach „wspinaczkowych” o trudnościach  V stopnia." 
Ha. ha. ha.
.
.
.
nadal się śmieję.
I mój hicior:
adept zaliczy test sprawnościowo  – kondycyjny: pokona trasę z Kuźnic, przez Myślenickie Turnie na wierzchołek Kasprowego Wierchu w czasie krótszym niż 1 godzina + wiek.
Nie mówię, że nie da się tego zrobić. Pewnie, że się da (bo przecież skądś muszą brać tych ratowników), pocieszam się tym, że co roku zwiększają się moje szanse (+ 1 minuta ) :D

A tak poważenie mówiąc, to tych ludzi cenię ogromnym szacunem, bo niewiele ustępują Supermenowi.

W zeszłym roku byłam świadkiem akcji ratunkowej na Zamarłej Turni (akurat pomykałam czołgałam się gdzieś Orlą)
z kroniki TOPR:

"Po godz. 13-tej podczas wspinaczki drogą Jargiłła –Paćko na Zamarłej Turni odpadła z blokiem skalnym prowadząca ostatni wyciąg 18-letnia taterniczka z Jastrzębia Zdroju. W wyniku kilkunastometrowego lotu i uderzenia w skały doznała złamania obu rąk, otarć i potłuczeń. Ratownicy śmigłowcem zostali przetransportowani na miejsce wypadku. Po desancie w ścianie ratownicy udzielili rannej I pomocy. Następnie metodą „długiej liny” ranna wraz z ratownikami została podebrana przez śmigłowiec, przeniesiona w dogodne do przyziemienia miejsce i po włożeniu na pokład przewieziono ją do szpitala. Cała trudna technicznie akcja ratunkowa trwała około 1 godz."



TOPR, śmigłowiec, akcja ratunkowa, tatry, zamarła turnia
Akcja ratunkowa TOPR na Zamarłej Turni, Tatry 2011
TOPR, Dolina Chochołowska, Tatry, śmigłowiec, śmigłowiec TOPR, ratownicy TOPR

Tak jak już mówiłam: szacun.

25 paź 2012

Kozica tu, kozica tam

notka ze szczególnymi pozdrowieniami dla Karoli F. ;)

Ten rok, a przynajmniej sierpień obfitował w prawdziwy wysyp górskiej zwierzyny w Tatrach. Pomijając pojedyncze egzemplarze (nie)dźwiedzi, lisów i innych świstaków, to w ilościach niezliczonych, udało mi się upolować kozice. Chociaż równie dobrze mogli to być kozicowie, aczkolwiek pod ogon im nie zaglądałam.
Kozice mają to do siebie, że łażąc po wąskich graniach i stromych zboczach, w trawach i za skałami, ciężko jest je wypaczyć (czasami człowiek paczy i paczy, i nic). Tym bardziej, że najczęściej jedynym dźwiękiem świadczącym o ich obecności to ten, który wydają podczas przeżuwania sit skuciny czy innych pędów.

Internet bogaty jest w informacje z czego składa się zarówno koza zwykła, jak i kozica tatrzańska, więc pozwolę sobie w tym miejscu je ominąć, skupię się natomiast na miejsca, w których udało mi się je spotkać w tym roku. W sierpniu. W Tatrach żeby nie było. ;)

Pierwsze stadko udało mi się zobaczyć na północno-zachodnich zboczach Kopy Kondrackiej w drodze na Gejwont. Było ich niewiele, schowane w trawie, więc mój aparat (albo moje umiejętności) nie pozwoliły mi na zrobienie porządnego zdjęcia, którym mogłabym się chwalić.
Natomiast już kolejnego dnia idąc na Wrota Chałubińskiego, w Dolince za Mnichem - swoją drogą polecam tamto miejsce, bo o ile na Wrotach nie ma nic ciekawego, to Dolinka jest bardzo urokliwa - swoim widokiem, zaskoczyła nas (to znaczy mnie, półmęża i jednego gostka, którego spotkaliśmy po drodze) taka laska:
kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica rozkroczna

kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica pozująca

Idąc dalej, a właściwie już schodząc z Wrót i kierując się na Szpiglas kozic nie widzieliśmy. ;) Za to Schodząc do Doliny Pięciu Stawów, a konkretnie już w samej dolinie, na szlaku wypięło się na mnie coś takiego, tak zwany: kozi zad.
kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica widziana od tyłu

kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica profilowa
A dosłownie kawałeczek dalej cło na szlaku pobierały jej koleżanki.
Naprawdę w takich chwilach człowiek może poczuć się osaczony, tym bardziej że panie kozice nie chciały nas przepuścić.
kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica naskalna

kozica, kozica tatrzańska, kozica górska, tatry, góry
kozica przydrożna

 Jak widać na załączonych zdjęciach, w górach spotkać można wiele odmian kozic ;)

Później również widzieliśmy stadka pasące się na zboczach i skaczące po pionowych prawie ścianach, jednak te spotkania nie były już tak efektowne.


K.

21 paź 2012

Jak złapać grzyba za 500zł...

...i zarobić jeszcze 300.
Wcale nie jest tak trudno, jakby to mogło się wydawać.
Miastowi i ci mniej, w soboty, szczególnie gdy pogoda sprzyja, a do lasu nie jest daleko (albo jest, tylko wtedy trzeba wstawać wcześnie, na co osobiście w życiu bym nie przystała), tłumnie gromadzą się na szosach aby zagłębić się w otchłanie borów i lasów w poszukiwaniu grzyba. Albo dwóch czy trzech.
Z powodu nadmiaru wolnego czasu, a może z powodu braku tego czasu i napływie ogromnej ilości roboty w domu oraz z chęci uniknięcia tejże roboty, udałam się z matulą i jej psiapisółą szukać muchomorów. Rzeczona psiapisóła wywiozła nas w las.
Jak się okazało, za daleko, bo ni stąd ni zowąd pojawił się pan leśnik z nadleśnictwa w asekuracji groźnego pana policjanta.
Standardowa formułka "leśniczy bal bla bla popełniła pani (bo mi przypadł udział w wyprawie jako kierowca) wykroczenie z artykułu tego i owego (hurra! mój pierwszy mandat!), za co grozi mandat w wysokości do 500zł (yyy.. nie hurra? zrzuta na mandat). Dokumenty poproszę".
Nie będę rozpisywać się na temat ilości, jakości i prędkości myśli/czynów których miałam zamiar się podjąć aby ewakuować się jak najprędzej i najdalej (teleportacja tym razem nie wchodziła w grę), w każdym razie mój urok osobisty [głupi uśmiech] i tekst Matuli pt. "i co my (3 baby w samochodzie) mamy teraz z panem zrobić?" zadziałały. Leśnik nie przyjął propozycji, zaczerwienił się tylko i dokonał poczuczenia. Uff.
Dziwnym trafem, wszystkie samochody w około również się zmyły.
Pozdrawiam pana leśniczego. :)

P.S: Jako typowe przedstawicielki populacji mieszczańskiej, nie miałyśmy zielonego pojęcia, że w tamtym miejscu, skoro nie ma szlabanu, znaku ani innych sygnałów na niebie i ziemi, że wjeżdżać dalej nie można. A droga szeroka.

w tym miejscu załączam co nieco swoich wynurzeń artystycznych

kto nie ma ochoty podziwiać, niech przewinie dalej ;)

grzyb, koźlak, kozak, czerwieniak
grzyb

muchomor
też grzyb

muchomor, las
jeszcze jeden grzyb

muchomor, las
i znowu...

prawdziwek, borowik
już prawie ostatni grzyb

ostatnie 3 grzyby

Niestety, jak się okazało, los miał dla mnie przygotowany, jeszcze jeden kontakt z prawem.
Wracając już do domu, będąc bliżej jak dalej, na trasie, w korku, przesympatyczny pan Rosjanin, przytarł mi dupkę. TIRem.
Okej, mógł nie zauważyć jak zmieniał pas, ale ja już byłam kawałek przed nim - ewidentnie jego wina. W każdym razie, początkowo się migał (a przynajmniej z tego co zrozumiałam) potem chciał się dogadać, jednak nie na tyle coby pokryło choć połowę kosztów naprawy (wgnieciona blacha, zdarty lakier).
Jakimś cudem spod ziemi wyrosło dwóch funkcjonariuszy (no dobra, nie spod ziemi, tylko stali kilkaset metrów dalej, spisując protokół ze stłuczki przez którą zrobił się korek), którzy jak to stróżowie (?) prawa nieśli chęć pomocy biednym, uciśnionym i kobitom w samochodach.
W efekcie, każdy mniej (pan Rosjanin, że musiał płacić [lepsze to niż mandat], my że samochód ma zbitą dupkę), lub bardziej zadowolony (panowie policjanci w poczuciu spełnienia obowiązku) pojechał w swoją stronę).
Dobrze, że ten łikend się skończył.

19 paź 2012

Szarlotka making on

Tak jak obiecałam sobie we własnym niezależnym rankingu szarlotek tatrzańskich, spróbuję (dosłownie) rozgryźć z czego składa się ta szarlotka naj naj naj. Może prościej byłoby zapytać się sympatycznych pań w schronie jak one robią te cud-ciasto, ale ja nie miałabym potem tematu do wynurzeń na swoim blogasku.
Zdjęć z wypocin nie będę umieszczać, gdyż ponieważ osoba tak wielce uzdolniona w dziedzinie kulinarnej jak ja, potrafi źle zrobić babeczki z torebki. (nie pytajcie jak)

W każdym razie, oryginał królowej szarlotek wygląda tak:
A jak się robi?
Z tego, co udało mi się wywnioskować, oczywiście przy pomocy półmęża, który dzielnie rozgryzał szarlotkę na czynniki pierwsze, szarlotka składa się z.... jabłek ;) i kruchego ciasta.

Ciasto: (tutaj mogę trochę ściemniać)
mąka (3 szklanki)
1 niepełna szklanka cukru
2 całe jajka
3/4 margaryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki oleju
niepełna szklanka śmietany
Wyżej wymienione produkty należy zmieszać i zagnieść aż ciasto będzie gęste. W międzyczasie przy pomocy półmęża/męża albo innego ochotnika bądź ochotniczki, piekarnik nagrzać do temperatury 180'. Następnie podzielić zagniecione ciasto na dwie części (2:3), mniejszą z nich włożyć do zamrażalnika, a pozostałą wyłożyć blachę do pieczenia. Całość zapiec przez 10 minut.

Jabłka:
1kg jabłek 
cynamon
odrobina dżemu truskawkowego
100g cukru
cukier puder do posypania
Jabłka obrać i pozbawić gniazd nasiennych i pokroić. Podsmażyć z cukrem chwilę na patelni. W międzyczasie pomocnik wyjmie ciasto z piekarnika. Podniesie z podłogi, gdy upuści je z powodu poparzenia I i II stopnia i naniesie łopatką to, co się wylało.
Na upieczony spód rozsmarować cienką warstwę dżemu, wylać jabłka z patelni, całość posypać cynamonem. Na wierzch zetrzeć ciasto z zamrażalnika.
Całość piec około 45 minut w temperaturze 180', po upieczeniu posypać cukrem pudrem

voila.

17 paź 2012

Szarlotka ranking

Powracając do tematu górskiego, każdy szanujący się tatrołaz (ci mniej pewnie też) miał okazję/ochotę/przyjemność spróbowania tego co najlepiej smakuje po całym dniu ganiania za świstakami - to jest królowej szarlotki.
W moim osobistym, niezależnym, ale sumiennie i przeprowadzonym w terenowych warunkach rankingu tatrzańskich szarlotek, klasyfikacja wygląda następująco :


POZA KLASYFIKACJĄ
brak materiału badawczego (sierpień 2012)
Szarlotka Kondratowa 

(brak materiału badawczego, lub badanie przeprowadzono zbyt dawno temu)
Szarlotka Roztoczańska
Szarlotka  Kalatówiańska? Kalacka? z Kalatówek


MIEJSCE IV
Szarlotka Murowańska

MIEJSCE III
Szarlotka Chochołowska
Szarlotka Morskooczna

I w tym miejscu pewnie narażę się niektórym albo zostanę posądzona o bluźnierstwo ;) choć przyznam, że różnica pomiędzy nimi jest naprawdę niewielka

MIEJSCE I/II


Szarlotka Pięciostawiańska

MIEJSCE I
Szarlotka Ornakowa


Na szczególną uwagę zasługuje szarlotka przygotowywana przez (tak, w tym miejscu odkręcam ogromny słoik wazeliny) moją osobistą rodzicielkę (w tym miejscu go zakręcam) ALE...
pociapkane jabłka uniemożliwiają jej zdobycie miejsca I w rankingu (sorry Mamuś).

W następnych wypocinach postaram się rozgryźć przepis. o!

Poniżej powinno być zdjęcie szarlotki, ale była tak ciepła i pachnąca, że została zjedzona, zanim zdążyłam włączyć aparat.
szarlotka ornak, szarlotka

15 paź 2012

Belfrem być II + humoru* kontynuacja

Słodzenia sobie ciąg dalszy. (TUTAJ słodziłam sobie dwa dni temu).
 Byleby nie dopadły mnie mdłości od takiej ilości cukru.
Taką oto piękną laurkę z okazji Dnia Komisji Edukacji Narodowej, znanym też pod bardziej prozaiczną nazwą - Dniem Nauczyciela, dostałam od dziewczynek z klasy 4. To znaczy, że chyba aż tak straszna nie jestem. ;) A przynajmniej nie aż tak, jakby to mogło się wydawać, lub miałam zamiar być.

Aczkolwiek jest to laurka przekłamana, bo ja na uczniów nie krzyczę. A przynajmniej nie za często i nie bez powodu ;]

Przy okazji sprawdzania kartkówek (dziatwa garnie się do zdobycia karty rowerowej, więc niech ma), natrafiłam na kilka perełek.
Polecenie wydawało się być proste:
Proszę wymienić (i opisać) 6 elementów omawianych na poprzedniej lekcji, z jakich składa się droga.
(jezdnia, pasy ruchu, pobocze, chodnik, droga dla rowerów, torowisko)
Umysły uczniów spłodziły rzeczy, które przeszły moje najśmielsze oczekiwania. A może to ja źle im powiedziałam na lekcji. Oceńcie sami:
Elementy drogi to:
schody - służą do wchodzenia do budynku,
trawnik - do zabawy

drzewo - do wchodzenia,
drzwi - do wejścia do budynku
Niby wyjaśnienie się zgadza, jednak nie daje mi to spokoju
humor z zeszytów
 Pas startowy służy dla samolotów. Na drodze.

Coś dla miłośników kolejnictwa:
humor z zeszytów
torownia
humor z zeszytów
i te podobne
humor z zeszytówZ innych ciekawostek - elementem drogi jest 'pagurek'. 












Trawa też ma wiele zastosowań - i nie, nie chodzi mi o TE zastosowania ;]

humor z zeszytów


humor z zeszytów
Wszystko się zgadza :)


* Absolutnie celem tego posta nie jest ośmieszenie kogokolwiek, ani nabijanie się z boguduchawinnej dziatwy szkolnej, lecz jego celem jest kompletny brak celu.

13 paź 2012

Belfrem być

albo nie być. Oto jest pytanie. W moim przypadku okazało się, że jednak "być", pomimo tego, że przez 4,5 roku studiów, zastanawiałam się, co ja do cholery robię na kierunku pedagogicznym, w momencie gdy nie mam najmniejszego zamiaru óczyć kwiat młodzieży polskiej czy inną nadzieję na 'lepsze jutro'.
Co więcej, moje praktyki wyglądały (o ile one w ogóle wyglądały, bo migałam się od nich jak mogłam) tak, że ze szkoły (to znaczy z tych praktyk) wychodziłam ze łzami w oczach, gdy tylko trafiłam na przerwę i tłum rozwrzeszczanej dziatwy wylatującej jak stado szarańczy z sal lekcyjnych, w międzyczasie rzucającej w siebie czym popadnie, lejącej się pięściami i przelatującej nad/pod/pomiędzy nogami, gnającej gdzieś przed siebie i przenikającej ściany. Dosłownie.
A to dlatego, że nie dostałam się - jeszcze kilka lat temu - na jeden z najbardziej obleganych kierunków, niosący ze sobą widmo ciekawej, dobrze płatnej pracy, widmo braku zatrudnienia. Z perspektywy czasu jestem tego pewna, choć kto uważa, że o pracę w szkole łatwo i praca jest pewna (łatwa i przyjemna też) nie ma nikłego, bladego, zielonego i jakiegokolwiek innego koloru, jaki może mieć pojęcie.
A jak trafiłam na pedagogikę? Przypadkiem.
Pitu pitu, nie będę rozpisywać się na temat profitów jakie niesie ze sobą praca w szkole. Nie będę też pisać jak mi jest tam źle i ciężko. Praca jak każda inna - z przywilejami i obowiązkami, zakazami, nakazami i innym 'ami'.
Jedno co mogę powiedzieć - i to zrobię, to to, że absolutnie w tej pracy nudzić się nie można. A już rozrywkę w czystej postaci dostarcza mi sprawdzanie niektórych kartkówek ;)
(broń borze [świerkowy] nie mam na celu nabijać się z nikogo)


Tak więc przed państwem: Humor z zeszytów:
humor, zeszyt, kartkówka, humor z zeszytów, technika
Humor z zeszytów

humor, zeszyt, kartkówka, humor z zeszytów, technika
Humor z zeszytów

humor, zeszyt, kartkówka, humor z zeszytów, technika
Humor z zeszytów

humor, zeszyt, kartkówka, humor z zeszytów, technika
Humor z zeszytów

A tak mnie wzięło z powodu rozmyślań nad jutrzejszym dniem belfra (choć my 'świętowaliśmy' w piątek), tak więc oby mi się ;)

9 paź 2012

Wyprawa na Ornak (z kunomisiem* i trumną)

Tak, oto przed Państwem pierwszy oficjalny opis szlaku. Będzie długo ale kolorowo.

Jak już się chwaliłam, ostatni łikend spędziliśmy w górach (jupi!). Plany mieliśmy super ambitne, a wyszło jak zwykle i stanęło na Siwej Przełęczy (2'30h) z Ornakiem.
tatry, tatry zachodnie, dolina starorobociańska
Wyręb drzew
w Dolinie Starorobociańskiej
Pomijając fakt, że od samego rana wiatr duł, że mało łba mi nie urwał (a łeb mam nie od parady :D przynajmniej tak mi mówią niektórzy), to nie po to tłukłam się pekasem przez pół Polski, targowałam się (z marnym skutkiem) z pazernym góralem o podwózkę, coby zaraz na Krupówkach skończyć.
I tak o 6 z minutami stanęłam u wrót Doliny Chochołowskiej, bo IMHO stamtąd najłatwiej zaatakować Siwą. I Ornak.
tatry, tatry zachodnie, dolina starorobociańska
Błocko
w Dolinie Starorobociańskiej
To straszne gdy ciuchcia nie jeździ i... i kurde mam problem, bo nie mam pojęcia ile to będzie w kilometrach, ale czasowo to wyjdzie jakieś 2h15 (1,5h biegiem) - więc pewnie dużo - trzeba przejść asfaltem w jakże nudnych okolicznościach przyrody. (A przynajmniej te okoliczności są nudne, gdy jest się tam setny raz, a pamiętam jak sama nienawistnym wzrokiem odprowadzałam "kozaków" korzystających z dobrodziejstw kolejki "Rakoń")
Za to ludzi - brak.
I tak kawałek za Polną Huciską zrobiliśmy sruuuu na prawo lewo.

Co mnie zaskoczyło na doskonale znanym szlaku, to mnogość błota w Dolinie Starorobociańskiej. Błoto było wszędzie. A także w moich butach, bo dosłownie wlewało się górą. A dlaczego zaskoczyło? Bo ostatnio tego błota było mniej. Trochę, ale jednak.
Kiedy tylko udało nam się z niego wygrzebać, doczołgaliśmy się na odpoczynek przy źródełku, gdzie mieliśmy (cały czas w tych okolicznościach przyrody) zjeść śniadanie.
No i nie zjedliśmy, bo w krzaczorach pojawił się ON. Kunomiś. To znaczy nie wiem czy się pojawił, bo go nie widziałam, ale z odległości nie większej niż 20 metrów - więc dość wyraźnie, słyszałam jego sapanie, tupnie i wycie (a K. potwierdził tylko, ze na słuch mi jeszcze nie padło). A że to październik i czas rykowisk, postanowiłam dać jeleniowi spokój i poszliśmy sobie dalej. Choć nie powiem, czułam coś na kształt pewnego dyskomfortu (nie związanego z reklamą jogurtu na kupę)
panorama, Starorobociańska Dolina, Tatry Zachodnie, Tatry, widok
Starorobociańska Dolina - czerwiec
Ze 40 minut wyżej spotkaliśmy pierwsze spocone twarze (matko, to o której oni musieli wyjść z domu, samobójcy) i tak od słowa do słowa powiedziałam, że uciekamy przed kunomisiem jeleniem w potrzebie ciupciania. Na co jeden z panów uświadomił mię w te słowa:
pan - Pani, myśmy tamtędy szli, to niedźwiedź był.
ja - jeleń
pan - niedźwiedź
ja - jeleń!!!
i w tym momencie nie obyło się bez demonstracji z pana strony
pan - Pani, jeleń robi tak, a niedźwiedź - tak
Nie skomentuję tego.

I tak z radością w sercu, że nieświadoma spotkania przeżyłam niedźwiedzia, dotarliśmy na Siwą Przełącz.
siwa przełęcz, siwa przełęcz panorama, siwa prełęcz widok, tatry panorama, tatry zachodnie, widok, , tatry, panorama, widok
Panorama z Siwej/na Siwą Przełęcz
kamienista, bystra, błyszcz, siwa przełęcz, panorama, widok, tatry panorama, widok, tatry zachodnie, tatry
Panorama z Siwej Przełęczy na wschód
W tym miejscu pogoda niestety zweryfikowała nasze plany, gdyż jak wspomniałam wiatr był z deka za silny, i zamiast iść dalej na Bystrą przez Siwy Zwornik (20' z Siwej Przełęczy), skręciliśmy na Ornak.
Szlak wiedzie przyjemną ścieżką (drogą?), totalnie bez żadnych upierdliwości. Grzbiet Ornaku ma dwa główne wzniesienia: Zadni Ornak (z Siwymi Skałami) i Ornak właściwy ;)
ornak, ornak widok, ornak panorama, tatry, siwe skały, panorama, tatry zachodnie
Ornak z Siwymi Skałami

widok, ornak, widok ornak, widok na ornak, tatry, tatry panorama, tatry zachodnie, starorobociański wierch, bystra, błyszcz, kamienista
Panorama na Ornak
ornak widok, widok z ornaku, tatry, tatry panorama, tatry zachodnie,
Widok na zachód

ornak, panorama, widok, tatry, tatry panorama, tatry zachodnie, wołowiec, rakoń, łopata
Zbliżenie widoku na zachód
 Dalej obyło się już bez rewelacji - z Ornaku pomaszerowaliśmy - już bez towarzystwa kunomisiów, za to z wiatrem we włosach i pieśnią na ustach - na Iwanicką Przełęcz (1'30h), a stamtąd w linii prostej do schronu w celu skonsumowania najpyszniejszej pod słońcem (sorry Mamuś) szarlotki. Ale o tym kiedy indziej ;)



Aaa... i należy się wyjaśnienie o co kaman z tą trumną...
to jest trumna dla tych co polegli...



....oczekując na pociąg TLK.


O przepraszam, to tylko ławeczka w poczekalni na stacji PKP Zakopane, ale PKP daje nam jedno do zrozumienia ;)







*Może wyjaśnię co to jest kunomiś.
Kunomiś to takie górskie zwierzę (bliżej nieokreślone - może być kuną. Albo misiem. Albo yeti. Albo krzyżówką tego wszystkiego). Najczęściej pojawia się w nocy i przebiega pod nogami uciekając przed światłem czołówek. Ewentualnie czai się na boguduchawinną kaem w krzaczorach. Też w nocy.

7 paź 2012

Weekend doznań

A zaczęło się niewinnie od sprawdzenia pogody w necie.
Dzisiaj będzie średnio górsko, bo bez zdjęć, a to dlatego, bom sierota i bujam się z instalowaniem programu do wywołania zdjęć z formatu RAW przy okazji psując już-i-tak-ledwo-zipiący komputer. 
W każdym razie w piątek padło wyczekiwane od kilku ładnych dni - jedziemy! I pogoda zapowiadała się całkiem teges (choć dziwnym trafem w pekaesie z tego całkiem-całkiem zrobiła się całkiem niefajna, ale o tym za chwilę... a przynajmniej pod koniec tego posta kto dotrze)
Doznanie nr 1
Poszukiwanie przystanku pekaes na 15 minut przed odjazdem.
Uczucie niefajne, szczególnie, gdy człowiek nie wie gdzie ma iść, bo przystanków o nazwie "przystanek-którego-szukasz" jest co najmniej 5 w okolicy. Ale cudem trafiliśmy, a peks spóźnił się tylko 15 minut.
Doznanie nr 2
Kwintesencja jazdy pekaesem.
10 godzin.
Chyba nie wymaga to komentarza. Na szczęście po drodze nikt nie wyjął kiełbasy czy innego dojrzewającego sera.
Doznanie nr 3
Jakiego doznaje człowiek stawiając kroki na podhalańskiej ziemi. Przed 6 rano. Po ciemku. Otoczony przez stado Górali chcących zapędzić białego człowieka do swojego przybytku wybudowanego za pomocą hamerykańskich dolarów zdobytych w latach '70, w celu wyciągnięcia jak największej ilości nowych polskich dutków. Daliśmy się porwać tylko panu w taksówce, bo o tej porze (dnia nocy i roku) busiki nie jeżdżą.
Doznanie nr 4
Kiedy udaje się przechytrzyć system i pana w budce pobierającego opłaty za wstęp na teren parku narodowego. I zaoszczędzić całe 8zł. :D
Doznanie nr 5 i 6
Kiedy idzie się doskonale znaną drogą (na Siwą Przełęcz) w zupełnie nieznanych okolicznościach przyrody: zero ludzi, mnóstwo ptactwa, październikowe słoneczko i wiatr, który w dolinie nawet nie stanowił 0,000001 tego, co czekało nas na górze. Na poważnie rozważałam włożenie kamieni do plecaka coby mnie nie zwiało.
I niedźwiedź, który przez 20 minut towarzyszył nam w Siwej Dolinie, a ja głupia podejrzewałam go o bycie jeleniem w potrzebie ciupciania [bo październik] lub góralem żnącym (nie rżnącym!) drzewo (który też może był w tej potrzebie)

góry, tatry 2012, tatry zachodnie, but
Cykl zdjęć pod tytułem: but z górą w tle.
Ten kamień w środku potrzebny był cobym za butem w dolinę skakać nie musiała z powodu wiatru

Doznanie nr 7, 8 i 9
Szarlotka w Ornaku. 

Doznanie nr 10
Zejście z gór i powrót do Zakopca + przedzieranie się przez Krupówki, które poza sezonem wcale mniej zatłoczone nie są.

Ostatnim doznaniem jest jazda pociągiem TLK. 9 godzin.
Ten przynajmniej się nie spóźnił, ale swojskie zapachy, burdy na korytarzu i konduktor bez uprzedzenia zapalający światło w środku nocy, jednocześnie krzycząc "bilety!", przypomina stare dobre czasy głębokiego peerelu (albo więzienie), czyli dokładnie tych, z których owy pociąg pochodził.
A to wszystko w ciut ponad 24 godziny.
No dobra, 35 ;]

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

staty